Toksyczny związek i chora „miłość”

Toksyczny związek i chora "miłość"

Mam wrażenie, że ludzie sami na siłę spieprzają sobie życie. Z pozoru rozsądne osoby, które są szanowane i naprawdę lubiane, pakują się w relacje, które budzą we mnie grozę i śmiech przez łzy. Ile razy słyszałyście o tym, że niby mądra dziewczyna trzyma się kurczowo faceta, który totalnie ma ją gdzieś? A może nie jest Wam obcy związek, gdzie rozstania, powroty, wrzaski rodem z horroru, przeplatają się z czułością do obrzygania?

Jak rozpoznać chory związek?

  • kolejny raz usłyszałaś/łeś słowa, obelgi, wyzwiska, które ledwo przechodzą przez gardło w stronę największego wroga
  • po raz setny zrywanie, obiecujecie sobie poprawę, ale wszystko kończy się jeszcze gorzej, niż ostatnio i oboje macie jeszcze większe wyrzuty sumienia
  • robisz dla swojego partnera zdecydowanie więcej, niż on dla Ciebie. A i tak on nigdy nie jest do końca zadowolony, a słowo „dziękuję” słyszałaś ostatnio x czasu temu, bo przecież WSZYSTKO mu się należy
  • mimo tego, że chcesz wyjść na chwilę do znajomych, to po pierwsze – boisz się spytać o to, po drugie – i tak nie pójdziesz, bo skończy się to awanturą, po trzecie – i tak wszystko skończy się awanturą
  • boisz się wyrażać swoje zdanie, aby nie usłyszeć stosu rzeczy, które spowodują kolejną awanturę
  • partner blokuje Twoje decyzje, marzenia, rozwój, traktując swoje plany jako te priorytetowe
  • ze względu na swojego partnera, któremu mało co pasuje, zmieniasz swoje plany, nawet te najważniejsze i wmawiasz sobie, że co innego będzie sprawiało Ci większą radość. Czyli okłamywanie samego siebie pełną gębą
  • na fb dodawane są urocze, cudowne zdjęcia, które mają się nijak do chorej sytuacji, która odgrywa się za zamkniętymi drzwiami mieszkania
  • boisz się normalnych zachowań takich jak np. złożenie życzeń znajomemu/znajomej, bo Twój partner zaraz wyrwie Ci telefon i zrobi awanturę, że na pewno sypiasz z tą osobą
  • obwinianie Cię jest już tak daleko posunięte, że w zasadzie zaczynasz wierzyć, że wszystko co robisz źle to Twoja wina
  • mimo kolejnych rozmów na temat pogarszającej się relacji, z każdą kłótnią jest coraz gorzej. Przekroczone zostają również kolejne granice, których niestety cofnąć się nie da
  • sceny zazdrości są tak ogromne, że boisz się odzywać w najmniejszej sytuacji, która może spowodować istne piekło, trzaskanie talerzy i fruwające ciuchy
  • narastające kłamstwa, mówione często ze strachu przed reakcją partnera, zatruwają Twoje sumienie i sprawiają, że czuje się winna/winny całej sytuacji
  • rezygnujesz z rzeczy, które sprawiają Ci przyjemność, bo Twojemu partnerowi się to nie podoba (mimo tego, że nie ma prawa sprawiać mu to bólu, smutku i złości)
  • odsuwasz się od znajomych, bo nikt już nie może słuchać Twojego biadolenia i użalania się nad sobą. A po kolejnych zerwaniach zostajesz nagle sam, bo każdy z kumpli powiedział to samo: ogarnij się i skończ ten cyrk!

Paraliżująca samotność

Chory związek nie opiera się na miłości i szacunku. Chory związek to przede wszystkim ciągła manipulacja i urojenie, że uczucie nadal trwa. Wiele osób trzyma się kurczowo drugiej osoby tylko dlatego, że strach przed samotnością ich paraliżuje. Myśl, że pseudo druga połówka już nie wróci, że w mieszkaniu znikną jego/jej kubki, że już nie będziemy oglądać razem seriali, chodzić do kina itd… No właśnie – to są tylko te myśli, które przedstawiały te cudowne, kolorowe sytuacje, rodem z komedii romantycznej. Mózg w momencie decyzji o rozstaniu, nawet samej myśli o zerwaniu, wielu osobom płata figle – na ich własne zawołanie. Wypieramy z głowy te złe chwile, złe momenty, których ogrom przytłaczał nas z każdej strony, a zostawiamy tylko te cudowne, które de facto trafiały się tak rzadko, jak śnieg w lipcowe popołudnie. Nie można skupiać się na tym, czego nie było i nie ma! Nie można krótkimi chwilami, które zdarzały się baaardzo rzadko budować swojego szczęścia. Jeśli chcemy być naprawdę szczęśliwi, to musimy najpierw sami odzyskać balans i równowagę. Bez łapania się BYLE czego i BYLE kogo. Musimy wywalić z głowy chory głos, który na siłę chce nam udowodnić, że to w nas tkwi błąd. Bo nie damy radę sami, bo przecież samemu jest źle… Nie, nie jest źle. Źle jest w momencie, kiedy wpajamy sobie na siłę, że do końca życia będziemy tkwić w samotności, nikt nas nie zechce, a nasze zwłoki odnajdzie przypadkowy listonosz po paru miesiącach w naszym (oczywiście) pustym mieszkaniu. Przerażająca wizja? Może zaskakująco-okrutna, ale tak właśnie wyobraża sobie to wiele osób, dla których zerwanie z osobą, z którą od dawna nie było normalnego, partnerskiego kontaktu, staje się tragedią na miarę śmierci bliskiej osoby.

Kiedy w związku jedna osoba jest „oprawcą”

W zasadzie to nie wiem nawet, dlaczego dałam słowo oprawca w cudzysłów. Oj…ile razy słyszałam od ludzi, którzy byli ofiarami swoich ukochanych partnerów, partnerek, że to nie do końca tak, że wina też leży po ich stronie…w zasadzie, że to jest ich wina, a wszystko nie wygląda tak, jak widzą to inni. I totalnie nieważne jest to, że jeszcze sekundę temu dokładnie ta sama osoba opowiadała na temat tej samej osoby historie mrożące krew w żyłach, które pokazywały ją w tak złym świetle, że diabeł od razu z chęcią i radością przygarnąłby taką zbłąkaną owieczkę do swojego stadka.  Z własnego doświadczenia z przeszłości wiem, że partner może mieć drugą twarz. Totalnie inną, niż ta, o której wie całe towarzystwo dookoła. Po zamknięciu drzwi w mieszkaniu zaczyna się prawdziwy cyrk. Partner tłamsi i sprawia, że człowiek czuje się po prostu źle we własnym ciele. Najgorsze jest to, że mimo całej wiedzy na ten temat, ciężko jest skończyć coś, co od dawna boli, rani i nie ma totalnie sensu. Cisną się słowa: dlaczego tak się dzieje? Dlaczego z pozoru inteligentna i mądra osoba tak bardzo jest w stanie zmienić swoje nastawienie, myślenie i poglądy wobec partnera/partnerki w ciągu kilku sekund, minut? Dlaczego ktoś, kto nas krzywdzi, zadaje cierpienie, wkurza, bałagani w naszym życiu, wciąż w nim jest i dostaje kolejną, milionową szansę? Bo często ludzie myślą, że słowo „przepraszam” wystarczy, że kilka sekund skruchy naprawi te wszystkie niesnaski i okropieństwa. Czas leczy rany. Ale czas nie leczy chorej głowy osoby, która wcale nie chce się zmienić.

Kiedy człowiek zmienia się w jęczącą karykaturę

W momencie prywatnych sercowych porażek ogrom osób zachowuje się w taki sam sposób. Nagle człowiek sukcesu, z wysokim poczuciem własnej wartości, cudownym humorem i błyskiem w oku zamienia się w jęczącą karykaturę człowieka. Poważna bizneswoman, przed którą cała firma drży, przeobraża się w kruchą istotkę, która jest w stanie przykleić się do nogi swojego już byłego faceta tylko po to, żeby mimo wszystko być blisko niego. Mocny postawny facet, który rządzi połową miasta zmienia się w potulnego misia, który chce kolejny raz przyjąć na klatę wrzaski, obelgi i rzucanie w siebie tuzinem przekleństw. To trochę tak, jakby niektóre osoby uzależniły się od samobiczowania. Każdy jest panem swojego losu, każdy ma prawo wyboru. Jeśli kolejny raz wybieramy coś, co ewidentnie sprawia nam i naszym bliskim ból i sprawia ogrom problemów, to sytuacja totalnie przestaje być zdrowa i normalna. Ludzie godzą się na byle jakie życie, bo wydaje im się, że bez TEJ osoby, która de facto napsuła im masę nerwów, kolejny raz zawaliła, zadała ogrom bólu, życie nie jest możliwe. I godzą się na byle jaki związek z nadzieją, że to jest ich przeznaczenie i że tak musi być. Bez szacunku, bez zaufania, bez normalnej rozmowy i słuchania siebie nawzajem związek NIE zadziała! A kolejne rozstania będą przynosić jeszcze więcej bólu, jeszcze więcej zamętu i łez. Również niewinnych osób, które próbują pomóc, doradzić i utwierdzić w przekonaniu, że to wszystko już nie zadziała.

SENTYMENT do kosza

Najgorszą rzeczą, która powoduje, że wiele osób przestaje normalnie i trzeźwo myśleć jest SENTYMENT. W sytuacji rozstania sporo ludzi pamięta tylko bajeczne momenty, które w zestawieniu z tymi okropnymi wyglądają wielkościowo jak mrówka ze słoniem. Sentyment, który towarzyszy wszystkim tym momentom należy schować głęboko do szafy, albo po prostu wyrzucić raz na zawsze. To właśnie on sprawia, że łamiemy się widząc nasze nieudane miłości, że tak bardzo pamiętamy, rozpamiętujemy. Uczucie mija, miłość się kończy, a sentyment wiele razy pozostaje i bardzo często mylony jest właśnie z miłością. Czy można się na niego uodpornić? Oczywiście, że można. Jednak wszystko leży w naszej głowie, myśleniu i przede wszystkim nastawieniu oraz szacunku do samego siebie. Jeśli sami nie zrozumiemy, że pozwalając komuś na ranienie siebie, pozbywamy się szacunku do swojej osoby, to będziemy brnąć w coś, co zniszczy wszystko dookoła nas.

Toksyczny związek zawsze kończy się źle

Podsumowując moje wywody… Z własnego doświadczenia i z tego co widzę dookoła wiem, że toksyczna, chora relacja ZAWSZE się kończy. Dwoje ludzi, którzy walczą ze sobą i próbują się na siłę zniszczyć, NIGDY nie będzie razem szczęśliwa. Im szybciej zrozumiemy, że miłość jest dobra, tym szybciej staniemy na nogi. Chore uczucie, które łączy osoby w toksycznym związku NIE jest miłością. Jest to obrzydliwa siła, która powoduje, że i Ty i on czujecie się coraz gorzej. A te ulotne momenty, które gdzieś tam się pojawiają są tylko oznaką, że oboje potraficie z inną osobą stworzyć coś dobrego. Ale nie ze sobą. Dlatego, jeśli tkwisz w chorej, nienormalnej sytuacji, która sprawia, że każdego dnia chodzisz struty/struta – zastanów się, czy chcesz tak wyglądać za 2,3…10 lat. Jeśli sam tego nie zmienisz, to życie samo zweryfikuje błędy, które będą Cię kosztować jeszcze więcej płaczu, nerwów i plucia sobie w brodę, że sam mogłeś to wszystko zakończyć dużo wcześniej. Tylko wtedy będzie już za późno, życie leci i nikt go za Ciebie nie przeżyje. A prawdziwa, zdrowa i cudowna miłość nie będzie na Ciebie czekać w nieskończoność.

…zdaję sobie sprawę z tego, że serce zawsze prowadzi walkę z rozumem. W tej sytuacji jednak należy totalnie iść za głosem rozumu, który doskonale wie, co będzie dla nas dobre. A po czasie i serce zrozumie, że przemądrzały rozum jednak miał rację.

fot. pixabay.com

Tagi: , , , , , , , ,

Powiązane artykuły

Poprzedni artykuł Następny artykuł
0 podzieliło się